Stany mają coś w sobie. Coś czego nie lubię. Wszechobecny konsumpcjonizm, który się podświadomie udziela. Mieszkam tu już parę ładnych lat i zauważyłam, że mimo mojego ciągłego starania i kontrolowania- nie mogę w pełni powstrzymać się przed jedzeniem badziewia. Nie potrafię. Ta strona kuli ziemskiej zupełnie mi w tym nie pomaga.
Jestem niemalże bezsilna i bardzo tego nie lubię (w sumie kto by lubił?)
Nie wiem jak mam to sensownie wytłumaczyć..
Najśmieszniejsze jest to, że z całych sił staram się nie jeść słodyczy, nie opychać się czipsami, popkornem i frytkami, nie jeść chleba ani białego makaronu. Mimo to jakimiś tajemniczymi sposobami przemycam do swojego jadłospisu takie rzeczy, które nie powinny się tam znaleźć. Ameryka jest wyjątkowym miejscem na świecie, które zupełnie nie służy mojej figurze..
Doskonale wiem co tuczy a co nie. Wiem co jest zdrowe i wartościowe a co kompletnie śmieciowe i bezwartościowe. Zdaję sobie sprawę jaka ilość jest wystarczająca a jaka ponad normę.
Mimo to przekraczam granice, których nie powinnam przekraczać i łamię zasady które powinny być przestrzegane..
Mam tego świadomość i niezbyt dobrze się z tym czuję..
Nie chodzi mi o to, że jestem fizycznie gruba. Nie jestem. Jednak tak się ostatnio czuje..
Wszystkie moje ubrania z Polski sprzed kilku miesięcy cały czas pasują (jeszcze ;). Patrząc do lustra widzę fajną, babeczkę. Co jakiś czas usłyszę nawet jakiś niespodziewany komplement 😉
Mimo to, jestem gdzieś głęboko w środku grubą babą z Ameryki..
Nawet teraz jak siedzę i do Was piszę, to nie potrafię ubrać w słowa tego co dzieje się w mojej głowie.
Może to wysoka, kalifornijska temperatura, która nie ma zamiaru spaść (mimo, że moja podświadomość podpowiada mi, że od kilku tygodni powinna być już jesień). Może to tempo kalifornijskiego życia (które ani na troszkę nie ma zamiaru zwolnić). Być może to zbyt wielka popularność i dostępność śmieciowego, szybkiego jedzenia.. A może to coś czego sama nie jestem w stanie określić.. ..
Jestem pewna, że z czasem gruba baba z Ameryki ewoluuje w zwykłą babę z Ameryki 😉
Buziaki!
19 Comments
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Otoczenie ma wielkie znaczenie. Wierzę, że w Ameryce jest trudniej zapanować nad jedzeniem śmieciowego jedzenia.
prawda.. AMeryka to bardzo trudne miejsce do mieszkania jeśli chodzi o okołojedzeniowe tematy
ja czuję się podobnie mieszkając w Anglii.
wierzę 🙂
Ja tam bym pewnie zjadła wszystko i bym pękła z przejedzenia 🙁
ja miałam tak na początku tutaj 😀
Ciężko jest dawać dobry przykład gdy wszyscy dookoła jedzą śmieci. Myślę, że zawsze zmiana miejsca zamieszkania ma wpływ na nasze żywienie, mi wystarczył miesiąc czasu w Anglii by przybrać kilka kilo. Tyle dobroci na każdym kroku i jak tu nie spróbować ?
całkowicie się zgadzam..
i dlatego najbardziej lubię być w Polsce 😉
Mam zupelnie tak samo, a w sumie powinnam sie juz przyzwyczaic, skoro tu mieszkam dluzej niz tam.
Dieta bezglutenowa jest dla mnie zbawieniem, mimo, ze rozmiarem ciuchow ciagle jestem ponizej sredniej krajowej,:))) No wlasnie, i teraz mam taka sytuacje, moj maz uwielbia ciasta, wiec je pieke, no i czasem podjem kawalek, a pozniej mentalnie sie czuje jakbym przytyla 100kg,
znam to uczucie.. wystarczy ze zjem coś czego nie powinnam (np. właśnie taki kawałek ciasta) tak jak Ty czuje się o 100kg cięższa :/
Pod tym względem UK też nie jest pomocne. Doskonale wiem, że co jest zdrowe a co nie a podobnie jak Ty czasem nie potrafię się oprzeć pokusie:)
ehhhh.. taki nasz los 😉
Ważne żeby nie dawać się panującym modom;) chociaż wydaje mi się że zdrowe żywienie też jest tam w modzie
niby jest, ale z tego co widzę w większości przypadków ludzie wybierają drive thru w fastfudzie niż sałatkę albo coś lżejszego niż gumowata buła z dodatkami :<
Niee no, Kasiu! :*
Moi znajomi mają podobne odczucia. Przykładowo: jedna z dziewczyn oznajmiła mi kiedyś, że mieszkając we Francji, ponoć przytyła – mimo że za niezdrowym/tuczącym jedzeniem podobno nie przepada. Według mnie w jej przypadku też było to jedynie wrażenie, ale już nic się nie odzywałam, bo nie chciałam kłótni z byle powodu.
PS: Bardzo ładnie wyglądasz na tym zdjęciu. Głupio mi to mówić pod postem, w którym mówisz o swoim wyglądzie, bo wygląda to na tanie pocieszanie, ale wierz mi – to zdjęcie mnie tu przyciągnęło 😛 chciałam je sobie obejrzeć z bliska (wcześniej go nie było, nie widziałam go w miniaturze na liście czytelniczej bloggera).
…i to nie ze względu na fantastycznego koteła, który Ci towarzyszy.
tak to jest jak się na obczyźnie żyje..
dziękuję za komplementy :* biorę wszystkie i konotuję
tak myślałam, że jak dorzucę zdjęcie (i to jeszcze z kotełkiem) to odwiedzi mnie tu więcej osób (taki troszkę chytry plan)..
muszę zrobić risercz i poszukać miejsca na świecie gdzie nie ma słodyczy, gumowatych buł i innego badziewiastego jedzenia- może tam by się 'lżej' żyło 😉
Kasiu może spróbuj robić listę posiłków na 3 dni i spróbuj kupić tylko te produkty z listy. Żeby pozbyć się chęci na fast foody np. Powiem Ci, że bardzo ładnie schudłaś, co widzę po zdjęciach, które pokazywałaś i naprawdę szkoda było by, gdybyś znowu przybrała na wadze i to z powodu jedzenia. Nie wiem, jaka jest Ameryka, bo nie byłam, ale czasem rzeczywiście widzę na blogach/vlogach, że ludzie jedzą dość kaloryczne rzeczy. Ale widzę też osoby, które mieszkając w USA starają się jeść zdrowo i świadomie. Czyli się da. Przecież to umiesz, wiesz jak to zrobić Kasiu.
Zapomnialam napisac, ze koteczek jest sliczny !!!